📜 Prowadzi: Mariusz Staszewski – ezoteryk, astrolog, tarocista, runolog.


Sesja 1:

„Małgosia i mężczyzna z mgły”
Historia o miłości, która nigdy nie wróciła – i duszy, która wreszcie przestała czekać.


🌌 Wstęp do serii:

Witaj w przestrzeni, gdzie czas i przestrzeń przestają istnieć, a każda historia niesie echo duszy, która ją przeżyła. „Zapisy z Kronik Akaszy” to wyjątkowy cykl duchowych opowieści, powstałych na podstawie autentycznych sesji, prowadzonych z pełną uważnością i sercem otwartym na to, co niewidzialne.

Nie są to bajki ani fikcja – to duchowe reportaże z wnętrza dusz moich klientów. Opowiadam je z głębokim szacunkiem do każdej osoby, zachowując pełną anonimowość i subtelność. Te historie – choć osobiste – poruszają uniwersalne struny, bo każdy z nas niesie w sobie coś, co czeka na zrozumienie, uzdrowienie lub ukończenie.

Wchodząc w Kroniki Akaszy, nie tylko uzyskujemy odpowiedzi. Otrzymujemy obrazy, symbole, emocje i przekazy, które prowadzą nas ku większemu zrozumieniu siebie. Ta seria to opowieść o duszy, miłości, stracie, wolności i nowym początku.

Zapraszam Cię do lektury.
Niech ta historia poruszy również coś w Tobie.


Mariusz Staszewski

„Małgosia i mężczyzna z mgły”

Kiedy po raz pierwszy spotkałem Małgosię, od razu uderzyła mnie delikatność, z jaką poruszała się po moim gabinecie – jakby bała się, że jeden zbyt gwałtowny ruch może zaburzyć niewidzialną równowagę wszechświata. Miała w sobie tę szczególną mieszankę siły i kruchości, którą można dostrzec u ludzi noszących w sercu wiele historii, często niewypowiedzianych. Była kobietą, która na pierwszy rzut oka wydawała się spełniona: atrakcyjna, dobrze ubrana, z delikatnym uśmiechem, który jednak nie zawsze sięgał jej oczu.

Niedawno skończyła czterdzieści lat, a mimo to, jak sama powiedziała, wciąż czekała na miłość, która miałaby wreszcie zostać. Jej życie uczuciowe przypominało cykl powtarzających się zdarzeń: spotykała kogoś, serce budziło się z nadzieją, a potem, zawsze nagle i niespodziewanie, wszystko rozpływało się jak mgła o poranku. Kolejni mężczyźni odchodzili bez wyjaśnień albo okazywali się zajęci, niedostępni, zagadkowo nieuchwytni. Małgosia miała poczucie, że jest jak statek, który nie może dobić do brzegu, choć ciągle widzi zarys lądu na horyzoncie.

– Czuję, że kręcę się w kółko – powiedziała cicho, patrząc w podłogę. – Każdy kolejny mężczyzna przynosi nadzieję, ale potem ją zabiera. Co robię źle?

Gdy opowiadała swoją historię, głos miała spokojny, ale czasami zadrżał lekko, odsłaniając emocje, które starała się głęboko ukryć.

– Czy myślisz, że to może być coś więcej niż tylko przypadek? – zapytałem spokojnie, obserwując jej reakcję.

Małgosia uniosła wzrok i spojrzała mi prosto w oczy, jakby zastanawiała się, czy może mi zaufać.

– Tak, zaczynam wierzyć, że to coś głębszego. Może jakaś karma, coś, co noszę w sobie z przeszłości. Ale nie potrafię tego uchwycić sama – odparła z wahaniem.

Czułem, że za tą pozorną opanowaną powierzchnią kryje się ocean tęsknoty i niewypowiedzianych pytań. „Dlaczego właśnie ja? Co robię źle?” – choć nigdy nie powiedziała tego na głos, wyczuwałem te pytania w sposobie, w jaki opuszczała wzrok lub delikatnie przygryzała dolną wargę, gdy mówiła o kolejnych relacjach, które się rozpadały.

– Chcesz spróbować zajrzeć do Kronik Akaszy? Może znajdziemy tam odpowiedzi, których szukasz – zaproponowałem łagodnie.

Przyszła do mnie z nadzieją, ale także z obawą – czy Kroniki Akaszy rzeczywiście będą w stanie dać jej odpowiedź, której nie mogła znaleźć nigdzie indziej? Czułem ciężar odpowiedzialności, lecz jednocześnie wiedziałem, że przestrzeń Kronik jest zawsze szczodra, pełna odpowiedzi gotowych do ujawnienia się, gdy tylko zada się właściwe pytanie.

Zaprosiłem ją do wygodnego fotela, poprosiłem, by zamknęła oczy i pozwoliła sobie po prostu być.

– Pozwól sobie odprężyć się i zaufać temu, co się wydarzy – powiedziałem cicho. – Cokolwiek zobaczymy, będzie dokładnie tym, czego teraz potrzebujesz.

Gdy zacząłem cichą, rytualną modlitwę otwarcia Kronik Akaszy, poczułem wyraźnie, jak energia wokół nas zmienia się, wypełniając pokój spokojem i subtelnym światłem. Przestrzeń otwierała się powoli, delikatnie, ale zdecydowanie. Już wiedziałem, że historia, którą zaraz zobaczę, pomoże Małgosi zrozumieć, dlaczego tak długo błądziła, szukając miłości, która wciąż pozostawała poza jej zasięgiem.

– Widzę pierwsze obrazy – zacząłem ostrożnie. – Wygląda na to, że Kroniki chcą pokazać ci coś ważnego.

Skinęła lekko głową, pozostając z zamkniętymi oczami, gotowa, by wysłuchać opowieści swojej duszy.

Część pierwsza

Gdy delikatnie zamknąłem oczy, pozwoliłem, aby energia Kronik Akaszy subtelnie mnie ogarnęła. To zawsze przypominało zanurzanie się w miękką, przyjazną mgłę, która rozpuszczała bariery czasu i przestrzeni, pokazując obrazy zapisane głęboko w tkance duszy.

Zapadła cisza. W powietrzu czułem zapach delikatnego kadzidła sandałowego, którego aromat nieśpiesznie rozchodził się po całym pokoju, tworząc aurę skupienia i bezpieczeństwa. Przez zamknięte powieki czułem delikatne światło świecy, która stała na stole obok nas – jej subtelny blask rzucał łagodne cienie, dodając temu spotkaniu jeszcze głębszego, intymnego klimatu.

Małgosia siedziała przede mną cicho, swobodnie oddychając. Jej twarz, choć teraz spokojniejsza, zdradzała napięcie, które zbyt długo gromadziło się w jej ciele. Oczy miała nadal zamknięte, ale lekko poruszała palcami, jakby bezwiednie próbowała uchwycić niewidzialne nici historii, która właśnie miała się odsłonić.

Gdy moje serce i umysł otworzyły się całkowicie na przestrzeń Kronik, wyraźne obrazy zaczęły przesuwać się przed moimi oczami jak fragmenty dawno zapomnianego filmu, odnalezionego na dnie starej skrzyni.

Z początku widziałem jedynie mgłę, gęstą, srebrzystą, niemal żywą, która stopniowo rozwiewała się, ukazując krajobraz: kamienisty klif, pokryty połaciami fioletowych wrzosów. Niebo było szare, ciężkie, jakby zwiastowało nadchodzącą burzę, a w oddali słychać było szum wzburzonego morza, bijącego rytmicznie o skały, jak serce świata, które nigdy nie przestaje bić.

Poczułem przeszywający chłód, który przeniknął mnie aż do kości, niemal fizycznie przenosząc mnie w tę przestrzeń dawnej Bretanii. Było w tym coś melancholijnego, a zarazem niezwykle pięknego. Mimo zimna, krajobraz miał w sobie coś przyciągającego – jak magnetyczny punkt, do którego zawsze się wraca.

Zobaczyłem postać kobiety, stojącej samotnie na skraju klifu. Długa, jasna suknia z lnu powiewała na wietrze, jakby próbowała ją zatrzymać przed wykonaniem kroku w stronę przepaści. Jasne włosy rozwiewał silny morski wiatr, a ona patrzyła przed siebie – na ocean, który zdawał się nie mieć końca.

Gdy upewniłem się, że wizja jest stabilna, odezwałem się spokojnym, cichym głosem:

– „Widzę miejsce, w którym kiedyś byłaś, Małgosiu. To skalisty klif, wysoko nad wzburzonym oceanem. Jest chłodno, wręcz przeszywająco. To dawna Bretania, prawdopodobnie XVII wiek.”

Przez chwilę panowała całkowita cisza. Słyszałem jedynie jej oddech, który nieznacznie przyspieszył, zdradzając pierwszą reakcję na słowa, które wypowiedziałem.

– „Spróbuj poczuć to miejsce razem ze mną” – kontynuowałem łagodnie, prowadząc ją krok po kroku do środka wizji. – „Co teraz czujesz, gdy jesteś tam, na tym klifie?”

Małgosia nie odpowiadała od razu. Pozwoliłem ciszy wypełnić przestrzeń, dając jej czas na nawiązanie głębokiego kontaktu z tamtym życiem. Cisza przeciągała się, jakby kobieta wahała się przed wypowiedzeniem czegoś bardzo ważnego.

W końcu usłyszałem jej głos, cichy i niemal drżący, pełen emocji, których nie potrafiła już dłużej tłumić:

– „Czuję… samotność. Bardzo głęboką, przenikającą samotność. Stoję tam, na klifie, i czekam. Całe moje życie to jedno wielkie czekanie.”

Jej słowa uderzyły we mnie z intensywnością prawdy, która aż zapierała dech w piersiach. Wizja się pogłębiła. Teraz wyraźnie zobaczyłem, że kobieta w dłoni ściskała czerwoną wstążkę – jedyny ślad po kimś, kto kiedyś był dla niej całym światem.

– „Widzę mężczyznę” – powiedziałem, pozwalając, by obrazy płynęły swobodnie, bez pośpiechu. – „Był marynarzem albo rybakiem. Pewnej burzowej nocy uratował ci życie, a potem zniknął. Wierzyłaś, że powróci. Ale minęły lata… a jego nadal nie było.”

Ponownie nastała długa cisza. Małgosia bezgłośnie płakała, jakby w końcu rozpoznawała głęboką prawdę swojego obecnego życia, zakorzenioną w przeszłości, której wcześniej nie pamiętała.

W końcu wyszeptała, z trudem:

– „Dlaczego on nie wrócił?”

Cisza znów rozciągnęła się, pozwalając pytaniu zawisnąć między nami, jakby oczekiwało na odpowiedź, która nadchodziła powoli z głębi Kronik Akaszy. W tym momencie poczułem, jak energia pokoju zmienia się – zrobiło się jeszcze chłodniej, jakby przestrzeń chciała potwierdzić tragiczną prawdę, która miała za chwilę się ujawnić.

– „On zginął na morzu” – powiedziałem spokojnie, z szacunkiem dla tej prawdy. – „Ale ty nigdy tego nie wiedziałaś. Czekałaś do końca swoich dni, aż wróci. Umierałaś samotna, z wiarą, że miłość polega właśnie na tym – na nieskończonym czekaniu.”

Wypowiadając te słowa, poczułem, jak napięcie w ciele Małgosi zaczyna się uwalniać, jakby sama możliwość wypowiedzenia tej historii na głos otwierała drogę do uzdrowienia.

Pozwoliłem nam obojgu jeszcze chwilę pobyć w tej atmosferze – na wietrznym klifie, gdzie stara dusza wciąż czekała na mężczyznę z mgły, zanim spokojnie, bez pośpiechu, zaproponowałem dalszą część procesu:

– „Jesteś gotowa, byśmy poszli jeszcze głębiej i zakończyli to czekanie?”

Małgosia przez moment milczała. Potem kiwnęła głową i odpowiedziała z determinacją, która mnie zaskoczyła:

  • „Tak. Jestem gotowa.”
kroniki Akaszy

Część druga

Kiedy wyraziła gotowość, by podążyć głębiej w tę historię, przez moment pozwoliłem ciszy jeszcze raz rozciągnąć się między nami, dając miejsce na integrację emocji, które właśnie ujrzały światło dzienne. W pokoju panowała teraz subtelna, nieomal namacalna aura oczekiwania, podobna do tej, która towarzyszy momentom, gdy niebo zaczyna przejaśniać się po długim, pochmurnym dniu.

W Kronikach zobaczyłem nowy obraz, bardzo sugestywny. Tym razem pokazało się lustro zawieszone na gałęzi samotnego drzewa, smaganego morskim wiatrem. Tafla była pęknięta, lecz nadal odbijała fragmenty nieba i oceanu, tworząc rozproszone odbicia, w których trudno było dostrzec pełny obraz siebie.

Delikatnym, spokojnym głosem zacząłem opisywać tę wizję Małgosi:

– „Teraz Kroniki pokazują mi lustro. Jest stare, popękane, wiszące na gałęzi drzewa, które samotnie stoi nad klifem. Ono jest symbolem twojej duszy. Zobacz, jak odbicia są rozproszone, niepełne. Jakbyś patrzyła na siebie zawsze tylko przez pryzmat kogoś, kto nigdy nie powrócił.”

Znów dałem przestrzeń ciszy, pozwalając, by obraz ten głęboko zapadł w jej świadomość. Po chwili Małgosia delikatnie skinęła głową, jakby całkowicie rozumiała symbolikę wizji.

– „Co mogę zrobić, żeby to zmienić?” – spytała cicho, ale w jej głosie brzmiała już nowa jakość – chęć działania, nie tylko obserwacji.

– „Podejdź teraz w myślach do tego lustra” – zachęciłem ją łagodnie. – „Zobacz w nim swoje własne odbicie. Zobacz tę kobietę, która przez tyle wieków patrzyła na siebie oczami kogoś innego. Poczuj, jak wiele emocji, jak wiele bólu nosiłaś w sobie przez cały ten czas.”

Małgosia na chwilę zacisnęła powieki mocniej, skupiając się intensywnie na wewnętrznym obrazie. Widziałem, jak delikatne linie na jej czole zaczęły powoli znikać, jakby właśnie zaczynała rozumieć coś niezwykle istotnego.

– „Widzę ją bardzo wyraźnie” – powiedziała po chwili spokojniejszym głosem. – „Stoi tam, przed lustrem. Jest zmęczona tym czekaniem. Bardzo zmęczona.”

– „Podejdź teraz do niej” – poprowadziłem ją dalej, cały czas utrzymując głos spokojny, cichy, ale pewny. – „Stań naprzeciwko niej, spójrz jej w oczy. Powiedz jej, że nie musi już dłużej czekać. Że może odejść z tego miejsca, że może zacząć żyć na nowo. Powiedz jej, że miłość nie jest tylko czekaniem, ale przede wszystkim wyborem siebie.”

Zapadła kolejna długa, poruszająca cisza. Czułem, jak energia w pokoju się zmienia, stawała się lżejsza, jaśniejsza. Nawet płomień świecy na stole obok zdawał się palić spokojniej, jakby wszystko wokół zaczęło wspierać ten ważny proces uzdrowienia.

Nagle na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech – bardzo subtelny, jak pierwszy promień słońca po zimowej nocy.

– „Powiedziałam jej” – odezwała się wreszcie łagodnie, niemal ze wzruszeniem. – „Powiedziałam, że może już przestać czekać. Że jej życie należy do niej. Ona spojrzała na mnie, uśmiechnęła się lekko i skinęła głową. I nagle… nagle zaczęła znikać. Rozpłynęła się w tej mgle, a wraz z nią zniknęło i lustro.”

Obserwowałem dziewczynę, czując, jak fala ulgi przechodzi przez nas oboje. Energia Kronik, dotąd pełna melancholii i tęsknoty, zaczęła wyraźnie się zmieniać, zastępowana przez nową, lżejszą, uzdrawiającą wibrację.

– „Zrobiłaś coś bardzo ważnego dla siebie samej” – powiedziałem spokojnie, z uśmiechem. – „Teraz twoja dusza może zacząć pisać nową historię, bez obciążenia przeszłością. Zobacz, jak to uczucie wolności rozchodzi się w tobie. Pozwól sobie je przyjąć.”

Otworzyła oczy. Przez chwilę patrzyła na mnie, jakby jeszcze nie do końca wierzyła w to, co się właśnie wydarzyło. W jej spojrzeniu dostrzegłem jednak coś zupełnie nowego – nadzieję, która nie była już tylko marzeniem, ale czymś realnym, namacalnym, obecnym tu i teraz.

– „To dziwne uczucie” – powiedziała z lekkim uśmiechem. – „Tak jakbym pierwszy raz naprawdę była sobą. Jakbym pierwszy raz od dawna naprawdę oddychała.”

– „Bo tak właśnie jest” – odpowiedziałem spokojnie, ciesząc się wraz z nią z tej przemiany. – „Dopiero teraz, gdy zakończyłaś tamto życie, zaczynasz tworzyć własne. Właśnie dlatego Kroniki pokazały ci tę historię – abyś mogła ją uwolnić i w pełni wrócić do siebie.”

Małgosia milczała przez chwilę, pozwalając temu nowemu doświadczeniu jeszcze głębiej osiąść w jej ciele i duszy. Potem spojrzała na mnie raz jeszcze i z wdzięcznością, która przeniknęła mnie aż do serca, wyszeptała:

– „Dziękuję.”

Odpowiedziałem tylko lekkim, serdecznym skinieniem głowy, pozwalając ciszy jeszcze przez chwilę pozostać z nami – ciszy pełnej ulgi, zrozumienia i rodzącej się na nowo nadziei.

Dopiero po dłuższej chwili, powoli i spokojnie, zamknąłem Kroniki Akaszy, wiedząc, że właśnie zakończyliśmy ważny etap jej podróży.

Integracja i przesłanie

Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, która otulała nas jak delikatna kołdra – pełna spokoju, lecz wciąż wibrująca emocjami tego, co właśnie się wydarzyło. W pokoju unosił się subtelny zapach sandałowego kadzidła, którego aromat działał uspokajająco, tworząc atmosferę idealną do zamknięcia sesji. Płomień świecy na stole migotał lekko, jakby cicho podkreślał znaczenie przeżytej właśnie chwili.

Patrzyłem na nią, obserwując zmiany, które już się w niej dokonywały. Jej twarz, jeszcze chwilę wcześniej napięta i zatroskana, była teraz spokojniejsza, jakby coś głęboko w środku odnalazło swój właściwy rytm. Oddychała powoli i swobodnie, jak człowiek, który właśnie odrzucił z pleców ciężki bagaż, niesiony przez wiele lat.

– „Jak się teraz czujesz?” – zapytałem delikatnie, dając jej przestrzeń na swobodną odpowiedź.

Przez moment zastanawiała się, układając w myślach słowa. Jej spojrzenie powędrowało na chwilę ku oknu, za którym powoli zapadał zmierzch. Cienie gałęzi drzew rysowały subtelne kształty na szybach, jakby natura sama próbowała do nas przemówić.

– „Czuję się… jakbym się obudziła z bardzo długiego snu” – odpowiedziała w końcu, uśmiechając się lekko. – „Jakbym przez całe życie patrzyła w jedną stronę, a teraz nagle mogę spojrzeć wszędzie, gdzie tylko chcę. To niezwykłe uczucie.”

Skinąłem głową, uśmiechając się lekko. Wiedziałem dokładnie, o czym mówiła – takie właśnie były momenty, w których dusza odnajdywała swój nowy kierunek, uwolniona od cieni przeszłości.

– „Kroniki dały ci dziś coś bardzo ważnego” – powiedziałem łagodnym, cichym głosem. – „Dały ci możliwość zrozumienia historii, która wpływała na twoje obecne życie. Teraz, kiedy już znasz tę opowieść, możesz świadomie wybrać, czy dalej chcesz czekać, czy może zacząć pisać nową historię – tym razem naprawdę swoją.”

Kiwnęła głową, a jej oczy błysnęły, jakby po raz pierwszy zrozumiała coś naprawdę ważnego.

– „Czy to znaczy, że teraz, gdy już przestałam czekać, ktoś naprawdę może mnie odnaleźć?” – zapytała cicho, z lekką nutą nadziei, ale też niepewności.

Przez chwilę milczałem, pozwalając, by pytanie zawisło między nami w przestrzeni pełnej delikatności i zrozumienia. Patrzyłem na jej twarz, na której malowało się oczekiwanie, ale także gotowość przyjęcia każdej odpowiedzi.

– „Tak” – odpowiedziałem z przekonaniem, które wypływało prosto z mojego serca i wiedzy Kronik Akaszy. – „Kiedy dusza przestaje patrzeć w przeszłość, otwiera się na teraźniejszość, pozwalając życiu w pełni wejść do środka. Wtedy dopiero ktoś może cię naprawdę zobaczyć, bo i ty w końcu widzisz siebie taką, jaka jesteś naprawdę.”

Małgosia znów spojrzała w stronę okna, tym razem z wyraźniejszym uśmiechem. Na jej twarzy malowało się nowe światło – pełne spokoju, ale także determinacji, która wcześniej była zaledwie cieniem pragnienia.

– „Wiesz” – powiedziała, odwracając wzrok z powrotem do mnie – „chyba pierwszy raz od bardzo dawna czuję, że jestem naprawdę gotowa kogoś spotkać. Ale nie po to, żeby na niego czekać. Chcę po prostu żyć, kochać, doświadczać, bez tego ciągłego uczucia pustki.”

Uśmiechnąłem się z wdzięcznością za to, jak wiele mogłem zobaczyć w ciągu jednej sesji – jak wielka przemiana mogła nastąpić dzięki uważności i gotowości, by zajrzeć głęboko w swoje wnętrze.

– „Dokładnie tak” – powiedziałem cicho, lecz stanowczo. – „Miłość nie jest nagrodą za czekanie. Jest naturalnym stanem, w którym twoja dusza może się znaleźć, kiedy pozwolisz jej na pełną wolność i akceptację siebie. Kroniki pokazały ci dzisiaj właśnie to – żebyś zrozumiała, że klucz do prawdziwej relacji zaczyna się w tobie samej.”

Jeszcze raz spojrzała na mnie, tym razem już z wyraźnym spokojem i wdzięcznością.

– „Chyba naprawdę potrzebowałam to usłyszeć. Dziękuję, że pomogłeś mi to zobaczyć” – powiedziała z ciepłym uśmiechem, który rozjaśnił jej twarz jeszcze bardziej.

– „Dziękuję, że pozwoliłaś mi być świadkiem twojej podróży” – odpowiedziałem z głęboką szczerością, zamykając powoli Kroniki Akaszy. – „Pamiętaj, że ta historia zawsze będzie częścią ciebie, ale nie musi już decydować o twoim losie.”

Powoli zaczęliśmy wracać do pełnej świadomości otaczającego nas świata. Zapach kadzidła stopniowo się rozwiewał, świeca wypaliła się niemal do końca, a za oknem zapadł już całkowity zmierzch. Gdy Małgosia wstała, by powoli przygotować się do wyjścia, zauważyłem, że w jej ruchach było coś nowego – lekkość, swoboda, której wcześniej w niej nie dostrzegałem.

Patrząc, jak wychodzi, poczułem jeszcze raz głęboką wdzięczność – zarówno do niej, jak i do Kronik Akaszy. Wiedziałem bowiem, że choć Małgosia przyszła do mnie, by uzyskać odpowiedzi, to jednak tym, co naprawdę dostała, było coś znacznie cenniejszego:

Odzyskała samą siebie.